Niepodległość Polski a działalność Polskiego Towarzystwa Czerwonego Krzyża

W listopadzie 1918 r. kończyła się wojna światowa wybuchem rewolucji w państwach centralnych. Wywołały rewolucje nie tylko klęski militarne, lecz przede wszystkim głód i nędza, którą cierpiał zarówno żołnierz na froncie jak i ludność cywilna w kraju. Brakło żywności, odzieży, opału, lekarstw – wszystkiego, a do klęsk wojennych dołączyła się straszna i śmiertelna, nieznana dotąd epidemia grypy – hiszpanki. Ludność Niemiec, która nawet nie miała dość mleka dla swych niemowląt, nie mówiąc już o innych brakach, patrzyła niechętnie na tysiące jeńców wojennych Polaków i Rosjan oraz na robotników polskich, przebywających w różnych obozach. Ściągnięto ich do Niemiec masami w czasie wojny, by zastąpić w kraju wysłanych na front żołnierzy, zatrzymano również znajdujących się w Niemczech, w chwili wybuchu wojny, robotników’ sezonowych. Dzięki ich pracy na roli, w kopalniach, ba nawet na terenach przyfrontowych nie ustawał zupełnie ruch gospodarczy; można było dosyłać ostatnie rezerwy na front.

Obecnie, ludność niemiecka, nie pomnąc ich ciężkiej pracy i cięższej jeszcze doli, patrzyła na nich jako na niepotrzebne gęby do żywienia, odbierające jej ostatnie kęsy chleba. To też nie sprzeciwiano się masowemu powrotowi tak jeńców7 jak robotników do Polski i do Rosji.

Przeciwnie, starano się pozbyć, jak najszybciej i z bezwzględnym egoizmem, ludzi głodnych, czuwano, by powracający nie uszczuplali zapasów żywnościowych na szlaku swego przejazdu. Dlatego też pociągi zatrzymywano tylko, albo w szczerym polu, albo na stacjach zamykano wagony. Przy ówczesnym zaś chaosie i dezorganizacji, podróż przez Niemcy trwała do dwóch tygodni.

W czasie wojny różnymi drogami i sposobami napływała fala ludzka do Niemiec. Obecnie pozostała dla niej jedna tylko droga powrotu na Toruń – Aleksandrów Kujawski, gdyż powstanie wielkopolskie odcięło powrót na Ostrów i Kalisz. Szły pociągi za pociągami, dążyła ku Toruniowi stutysięczna fala ludzka, złożona nie tylko z mężczyzn, lecz z rodzin robotników sezonowych, kobiet i dzieci, od noworodków począwszy. Ku Toruniowi i nie dalej, gdyż istniejąca jeszcze wówczas granica zaborcza w Aleksandrowie Kujawskim została zamknięta. Pociągi przejeżdżały stację Toruń-Przedmieście, wyrzucano z nich wszystkich pasażerów7, nie troszcząc się o ich dalszy los. Położenie repatriantów7 było okropne. Byli zgłodniali, obdarci i chorzy, część bez pieniędzy, oszołomieni zupełnie, nie rozumieli języka niemieckiego, w którym się do nich straż i zaborcza służba kolejowa zwracała. Miasto samo, w obawie przed chorobami i ogłodzeniem przez napływową ludność, było pilnie strzeżone i o dostaniu się do niego mowy być nie mogło. Ci co jeszcze nieco sił mieli, szli pieszo dalej, ale takich nie było wielu. Część repatriantów schroniła się na kępę Bazarową, pod osłonę drzew. Wczesna zima i przenikliwe deszcze listopadowe pogarszały jeszcze sytuację. Tymczasem napływały nowe pociągi, nowi chorzy, nowi głodni; każdy nowy pociąg przywoził około 4000 osób. Groza ogarniała na myśl, co będzie jutro, co będzie za tydzień. Rewolucyjne władze miejskie i wojskowe oraz oficjalne organizacje społeczne stanęły bezradne.

I wtedy, w roku 1918, ofiarnym odruchem społeczeństwa polskiego, powstaje i działa skutecznie Polska Opieka Czerwonego Krzyża. Bez funduszów i zapasów, z pustymi rękoma, ale silną wolą i sercem gorącym zajęto się repatriantami i w kilka zaledwie dni zorganizowano stacje żywnościowe, schroniska, opiekę lekarską, a nawet przewóz przez granicę.

Inicjatywę organizacji dały kobiety. Rzecz ta zresztą całkiem zrozumiała, zważywszy, że w owym okresie mężczyzn było bardzo mało, gdyż tak starszych, jak i młodzież zabrała wojna. Istniejąca już od początku wojny „Opieka nad Bezdomnymi”, jak brzmiała w skrócie nazwa organizacji, zajmującej się zbieraniem odzieży dla ofiar wojny w b. Król. Polskim, stanowiła pierwsze ramy organizacyjne, które rozszerzyły się znacznie przez współudział całej niemal inteligencji toruńskiej polskiej, licznych osób ze sfer innych, a nawet gimnazjastów Polaków. Przybrawszy opaski z czerwonym krzyżem, opatrzone napisem „Polska Opieka Czerwonego Krzyża” i stemplem „Opieki nad Bezdomnymi„, spieszyli wszyscy z pomocą. Trudno wymieniać nazwiska pierwszych pracowników Czerwonego Krzyża, gdyż byli to rzeczywiście… „wszyscy”. Jedni pełnili dyżury na dworcu, przy stacjach żywnościowych, w schronisku i na stacji sanitarnej; inni odbywali pielgrzymki do władz i organizacji, celem umożliwienia dowozu żywności i dalszego transportu przybywających. W wielu domach prywatnych gotowano całe kotły jedzenia, specjalnie przyrządzanego dla chorych i dzieci, a reszta społeczeństwa znosiła dary i to dosłownie „ostatnią koszulę i ostatni kęs chleba”. Dziś wierzyć się nie chce, że dwadzieścia lat temu, kiedy panie dyżurne potrzebowały bielizny, czy ubrania dla jednego z przybyłych biedaków, ba! nawet sprzętu (jak np. wanny do kąpieli niemowląt), to telefonowano do pierwszego z brzegu znajomego domu: „Pani ma dziecko kilkomiesięczne, a zatem musi mieć pieluszki; proszę odstąpić kilka dla dziecka repatriantki. Wezwana osoba bez protestu oddała część z trudem zdobytej bielizny dziecka, męża czy własnej. A przecież były to czasy, kiedy trzeba było mieć świadectwo lekarskie, aby kupić chustkę do nosa, pozwolenie magistratu na kupno bucików, kiedy szyło się pończochy ze szmat, bluzki z firanek, a koszule z obrusów.1) Były to czasy, kiedy wspaniały prezent imieninowy stanowiło kilo mięsa, czy kawy zbożowej, kiedy samotne osoby szukały wspólników na 1 śledzia, czy jajko, (gdyż na osobę przypadał przydział tylko pół jaja na tydzień, a czasem i na dłużej). I w czasie takiej biedy i takich braków, kiedy osoby w sile wieku mdlały z wycieńczenia głodowego, zwrócił się utworzony co dopiero Czerwony Krzyż do społeczeństwa polskiego o pomoc dla braci i sióstr wracających z niewoli niemieckiej. Wezwanie to poszło za pomocą księży, którzy ogłosili je z ambony, kierując ofiarodawców do punktu zbornego przy przystani nad Wisłą (Wyszynk I., którego właściciel ówczesny, p. Zalewski, udzielił lokalu bezpłatnie). Po skończonym nabożeństwie, rozpoczęły się procesje ofiarodawców z miasta i najdalszych przedmieść. Kogo tam nie było i czego nie przyniesiono! Kobiety zdejmowały z kotliny obiad, przygotowany dla swych rodzin i oddawały go; przynoszono całotygodniowe porcje masła; ubogi, pobierający wsparcie, przynosił całotygodniowy przydział Chleba, usprawiedliwiając się, że odkroił małą kromkę dla siebie na obiad.

Te i tym podobne przykłady można by mnożyć w setki. – Pierwszego zaraz dnia złożono około 1000 bochenków chleba. obiadów już ugotowanych na sto osób, krup, mąki, kawy zbożowej około 2 ctr., kapustę, ziemniaki, kilka funtów tłuszczu, kilka litrów mleka, 100 mk. pieniędzy, kilka znaczków na Chleby1). A nie był to entuzjazm dnia jednego, lecz trwały ciągnący się tygodnie i miesiące.

Tymczasem zebrał się kongres pokojowy w Wersalu, zbliżała się chwila złączenia Pomorza z Ojczyzną. Polskie Rady Ludowe, działające na Pomorzu od wybuchu rewolucji niemieckiej, zajęły się przygotowaniem placówek przyszłych władz i organizacji państwowych polskich. Między innymi pomyślano i o Czerwonym Krzyżu. W miarę postępu czasu ustawała też akcja pomocy repatriantom, których fala do Ojczyzny powróciła.

W roku 1919 Czerwony Krzyż podjął swe właściwe zadanie. Liczono się przede wszystkim z tym, że spadnie nań obowiązek obsługi szpitali wojskowych, oraz aprowizacja żołnierzy na stacjach kolejowych. Praca Koła Toruńskiego idzie zatem w kierunku rozszerzenia organizacji na całe Pomorze I przygotowania kadr pielęgniarek. Inicjatywa Torunia spotkała się na prowincji nie tylko z należytym oddźwiękiem, lecz na- wet niejednokrotnie uprzedzono ja, zakładając Koła Czerwonego Krzyża wcześniej. Bezpośrednio niemal, po rozpoczęciu działalności Polskiej Opieki Czerwonego Krzyża na dworcu w Toruniu, zawiązało się Koło w Grudziądzu. Właściwego rozmachu doznała akcja w roku 1919, w którym powstały organizacje czerwonokrzyskie: w Brodnicy, Chojnicach, Chełmnie, Gniewie, Kartuzach, Kościerzynie, Lubawie, Nowym Mieście, Nowem, Starogardzie, Tczewie, Tucholi, Wąbrzeźnie i Wejherowie. Z początkiem roku 1920, lecz jeszcze przed wkroczeniem wojsk polskich, powstały dalsze Koła w Chełmży, Łasinie, Lidzbarku, Kowalewie, Pucku, Radzyniu, Skarszewach, Sępolnie i Świeciu.

Organizowano więc liczne kursy pielęgniarskie w Świeciu, Tczewie, Brodnicy, Tucholi, Starogardzie, Lubawie, Kościerzynie, Skarszewach, Chojnicach itd., przygotowano gospody żołnierskie, korzystając często z likwidacji niemieckiego Czerwonego Krzyża, od którego odkupowano sprzęty, środki opatrunkowe oraz przejmowano lokale. W chwili objęcia Pomorza, w styczniu 1920 r., wojsko i władze polskie zastały na Pomorzu już gotową organizację Polskiego Czerwonego Krzyża.

Ujęcie i opisanie pierwszego okresu działalności Pomorskiego Czerwonego Krzyża jest zadaniem niełatwym, gdyż czas ten pozostawił w aktach Okręgu wiadomości tym więcej ułamkowe, że poprzedzają one formalne powstanie samego Okręgu.

Dążeniem Oddziału Toruńskiego było rozciągnięcie sieci organizacyjnej na całą prowincję, przy czyni punktom o większym znaczeniu wojskowym, jak np. węzłom kolejowym, miejscowościom, gdzie spodziewano się garnizonu lub gdzie był większy szpital, poświęcono specjalną uwagę. Za podstawę organizacyjną wzięto istniejący podział administracyjny, to znaczy powiaty i parafie, zwracając się do znanych na danym terenie działaczy społecznych, jakimi byli księża, lekarze i ziemianki. Te ostatnie odegrały poważną rolę w akcji, zbiórek, szczególnie żywnościowej, gdyż jedynie jeszcze wieś miała, jakieś możliwości oddania produktów spożywczych. Koła ziemiańskie i włościańskie były także dużą pomocą w szyciu bielizny.

Oddziały powiatowe P. C. K. nie powstały równocześnie, lecz rozwijały się stopniowo. O kolejności powstania danej placówki decydowało zarówno położenie geograficzne, intensywność pracy osoby organizującej, jak procent i zamożność ludności polskiej oraz stosunki polityczne. W miejscowościach, gdzie hulały bandy Grenzschutzu, lub gdzie istniało specjalne nastawienie antypolskie, tworzenie się każdego polskiego towarzystwa czy organizacji postępowało z natury rzeczy wolniej niż tam, gdzie udało się nabyć sprzęt i lokal po likwidującym się niemieckim C. K., lub gdzie zamożna wieś mogła dostarczyć prowiantów dla gospody, albo liczna inteligencja miejscowa ująć organizację w swe ręce.

Mimo wszelkich trudności, do końca roku 1919, utworzono Oddziały Czerwonego Krzyża w 15 powiatach (wymienionych powyżej). Do czerwca 1920 r. otwarto jeszcze dwa Oddziały powiatowe i 8 oddziałów miejscowych. Organizacja była pomyślana w ten sposób, że w mieście powiatowym działał oddział powiatowy, który zakładał i organizował oddziały miejscowe w miasteczkach, należących do powiatu, i parafialne – po wsiach. W ten sposób objęto Pomorze gęstą siecią placówek Czerwonego Krzyża pracujących sprawnie, dzięki bliskości ośrodka powiatowego. Decentralizacja na ośrodki powiatowe, do końca istnienia, nie utraciła swych walorów, miała bowiem tę wyższość nad późniejszą centralizacją, że umiała nie tylko wyczuć, ale i zużytkować, uchwycić sentyment i nastrój chwili. Stąd cele Czerwonego Krzyża były bliskie, realizacja ich i wynik pracy widoczny — była zatem i większa ochota do pracy i większa ofiarność oraz inicjatywa. Obok zadań właściwych, głównych, pojawiają się niejednokrotnie zadania i potrzeby lokalne. Może one na razie, z oddalenia, nie wydawały się naglące, może odwracały nieco uwagę od zadań zasadniczych. – Z perspektywy lat kilkunastu, jakie nas od r. 1919-20 dzielą, widać jednak, że nie pomniejszały one dorobku czerwonokrzyskiego, przeciwnie, działały odżywczo na utrzymanie całości i na tempo pracy.

Sieć P. C. K. na Pomorzu była ukończona. Od Kaszub aż po granice Ziemi Chełmińskiej, wszędzie poci sztandarami z czerwonym krzyżem, stanęły panie Polki w gospodach, kuchniach i szpitalach. Płynęły w ich kierunku składki i dary obfitym strumieniem dla żołnierza polskiego.

W kilka tygodni po objęciu Pomorza przez władze polskie, przystępuje Czerwony Krzyż do stworzenia nadbudowy, która umacniała by organizację i zjednoczenie poszczególnych Kół oraz, łącząc pomorską placówkę z centralą w Warszawie, zjednoczyła je z polską rodziną czerwonokrzyską.

Organizowanie i formalne utworzenie Okręgu wyszło z tej placówki, która dotąd była faktycznym ośrodkiem całej organizacji, t. j. z Torunia. Na dzień 24 lutego 1920 r. zwołano zebranie organizacyjne Okręgu Czerwonego Krzyża ze współudziałem najwyższej wówczas na Pomorzu władzy wojskowej, jaką był gen. Józef Haller. Oddziały powiatowe przysłały swych upełnomocnionych delegatów. Siedzibą Okręgu pozostał Toruń. Do pierwszego Zarządu wybrano po jednym delegacie z każdego powiatu.

Pierwszym przewodniczącym Okręgu został dr. Zdzisław Dandelski, sekretarką Helena Daszewska. Dalej wybrano jako delegatów : na powiat wąbrzeski — starostę dr. Szczepańskiego, na powiat chojnicki — d-rową Lniską, starogardzki — d-rową Majową, chełmiński — dr. Bogusławskiego, kwidzyński2) – ks. Korczyńskiego, brodnicki — dr. Karwata, grudziądzki Z. Donimirską z Dembieńca, świecki — Emilię Parczewską z Belna, tczewski — dr. Licznerskiego, lubawski — Sas-Jaworską z Nowego Miasta, kartuski — ks. Łosińskiego z Sierakowic, pucki — dr. Żyndę, wejherowski — ks. kanonika Dąbrowskiego, kościerski — Aleksandrow y Żyndę, złotowski2) Komierowskiego z Komierowa, tucholski — Gundermannową.

Utworzeniem Okręgu zakończył się pierwszy okres działalności Czerwonego Krzyża na Pomorzu. Niebawem następuje niejako egzamin ze sprawności – okres wojny z bolszewikami.

Źródło: Sprawozdanie z działalności Okręgu Pomorskiego Polskiego Czerwonego Krzyża

Dodaj komentarz



Verified by MonsterInsights